Śmierć nigdy nie jest piękna, ale można ją trochę podkolorować. Już od czasów starożytnych dbano o to, aby po śmierci zmarły wyglądał godnie, co czasem oznaczało aplikowanie zabiegów upiększających równie drobiazgowo, co u żywych. A jak jest dzisiaj?
Tysiące lat tradycji
Dla serwisu Ciekawostki Historyczne pisałam kiedyś artykuł o tym, jakie metody stosowali starożytni Egipcjanie dbali o to, aby ich zmarli zachowali piękny wygląd w zaświatach: od depilacji, przez pachnidła, po wypychanie różnych części ciała. Ważny był również makijaż, który nosili za życia zarówno mężczyźni, jak i kobiety, a po śmierci wykonywano go równie starannie, czego dowiadujemy się z licznych źródeł, jak „Teksty Piramid” Starego Państwa czy „Tekst Trumien” Średniego Państwa [1]. Ciało malowano ochrą: czerwoną mężczyzn, a żółtą kobiety, paznokcie przyciemniano henną. Palety, pigmenty i akcesoria niezbędne do wykonania kosmetycznej toalety pośmiertnej znajdowano często wśród darów grobowych podczas prac archeologicznych, ponieważ były one ważne w zaświatach. Zostały one odkryte na przykład w grobowcu „syberyjskiej księżniczki„ sprzed 2,5 tys. lat, który zawierał „kosmetyczkę” z pędzlem do nakładania pudru z końskiego włosia, fragment eyelinera i puder zawierający wiwianit – minerał barwiący na ciemny błękit.
Potrzeba matką wynalazków
Pewien przełom nastąpił w roku 1860, gdy amerykański lekarz, dr Thomas Holmes, odkrył metodę balsamacji ciał poległych w wojnie secesyjnej, aby można je było odesłać do rodzin [2]. Opierając się na jego odkryciach, Joel Crandall wprowadził w 1912 roku pojęcie demichirurgii, którą opisał jako „sztukę odbudowania i odtworzenia części ciała, które zostały zniszczone w wyniku wypadku, choroby, rozkładu lub przebarwienia, sprawiając że ciało wygląda naturalnie.” [3] Do roku 1930 metoda ta została przemianowana na „sztuki rekonstrukcyjne”, a w 1943 roku J. Sheridan Mayer zaczął pisać książki na ten temat. Pod koniec lat 40. kosmetyka i rekonstrukcja na dobre zadomowiły się w zakładach pogrzebowych.
Prawo – sobie, a biznes – sobie

Zestaw do tanatopraksji z początku XX wieku. Dziś produkty do kosmetyki pośmiertnej wyglądają zupełnie inaczej, a biznes jest warty ogromne pieniądze.
Kosmetyka pośmiertna nie jest obecnie wymagana prawnie ani w Stanach, ani w Wielkiej Brytanii (nawet przy transporcie ciał drogą lotniczą) – a tym bardziej w Polsce. Jest jednak elementem „dobrych praktyk” w zawodzie balsamisty – a także prawdziwą żyłą złota, o czym możemy przeczytać w The American Way of Death Jessiki Milford, która bada stosunek do śmierci i pogrzebu także wśród Wyspiarzy. Odpowiednikami L’oreal czy Garnier w branży pośmiertnej są takie firmy, jak Dodge czy DMH Cosmetic. Pierwsza, rodzinna firma działająca od 1893 roku, jest największym producentem produktów do tanatopraksji i tanatokosmetologii na świecie. Prowadzi własne badania i wydaje magazyn kierowany do branży funeralnej, a także prowadzi szkolenia. Druga, założona ponad dwie dekady temu przez licencjonowanego przedsiębiorcę pogrzebowego z wieloletnią praktyką, chwali się ofertą najwyższej jakości produktów do makijażu i rekonstrukcji. Potwierdza ją filmik z aplikacji takiego kosmetyku, który doskonale pokrywa zasinienia powstałe w efekcie zażywania leków rozrzedzających krew.
Specjalne kosmetyki dla… zmarłego?
Czym właściwie różnią się takie produkty od kosmetyków dla osób żywych? Różnica jest dość znacząca. Nie tylko fluid musi być inny, aby makijaż się utrzymał, ale również produkty do makijażu są nietermogeniczne – w przeciwieństwie do „zwyczajnych” kosmetyków dla osób żywych, które zawierają w składzie elementy ulegające rozpadowi pod wpływem ciepła skóry i rozprowadzają się dzięki temu w sposób bardziej jednolity. Kosmetyki do tanatokosmetologii, czyli makijażu pośmiertnego muszą mieć zupełnie inny skład, inaczej na skórze osoby zmarłej tworzyłyby się nieestetyczne plamy. Jak podkreślał w jednym ze swoich wywiadów pan Adam Ragiel – najbardziej znany polski balsamista (którego wydaną w tym roku nakładem PWN książkę pt. „Bez strachu. Jak umiera człowiek” gorąco polecam!) oraz szef Polskiego Centrum Balsamacji i Tanatokosmetologii, formalina stanowi ważny składnik takich kosmetyków [4]. W innym wywiadzie pan Ragiel zaznacza, jak ogromną paletą kosmetyków posługuje się w swojej pracy i dlaczego nie stosuje „zwyczajnych” kosmetyków [5].
W latach 20. pewien balsamista w Bostonie miał następujący cennik [6]:
- Za kompozycję ciała – 1 dolar.
- Za nadanie ciału wyglądu cichej rezygnacji – 2 dolary.
- Za nadanie ciału wyglądu chrześcijańskiej nadziei i zadowolenia – 5 dolarów.
Jak więc maluje się osobę zmarłą, aby wyglądała w oczekiwany sposób? Najprościej mówiąc – wszystkie zasady dotyczące makijażu osób żywych można wyrzucić do kosza. Jak czytamy w wywiadzie z zawodową balsamistką i tanatokosmetologiem: efekt cieni tworzących się naturalnie na twarzy żywej osoby wywołuje się sztucznie za pomocą specjalnego pudru, wszelkiego typu produkty „uwydatniające” (np. błyszczyki powiększające usta) nie działają, a makijaż ma być naturalny, a nie dziwaczny czy odstraszający.
Każdy chce być piękny – nawet po śmierci

Boska MM i Snyder – tutaj przed premierą „Jak poślubić milionera”. Dzięki niemu wyglądała idealnie – nawet w trumnie.
Makijaż pośmiertny jest kaprysem. Kaprysem bliskich i to kosztownym – to wydatek rzędu kilkuset złotych, aby rodzina mogła popatrzeć ostatni raz na bliską osobę i zapamiętać ją taką, jaką była za życia. Czasem też bywa kaprysem osoby zmarłej, gdy ktoś był na tyle przywiązany do określonego imidżu, że nawet po śmierci nie potrafi się z nim rozstać. W artykule na temat Marilyn Monroe pisałam o jej tajemniczej śmierci i dziwnym kolorycie skóry, który mógł być skutkiem morderstwa. Gdy MM zmarła, a jej makijażysta i wieloletni przyjaciel Alan “Whitey” Snyder zobaczył ją w kostnicy w takim stanie, podobno wpadł w histerię i rozpłakał się. Zazwyczaj wykonanie makijażu gwieździe zajmowało mu 3 godziny. Obiecał Marilyn, że jeśli umrze przed nim, wykona jej makijaż do trumny, ale miał z tym duży problem ze względu na straszny stan jej ciała.
Vanitas vanitatum
Obecnie w serwisie YouTube niezwykle popularne są filmiki prezentujące techniki i sztuki makijażowe oraz videoblogi poświęcone modzie i urodzie, które notują ogromną popularność. Rynek zalewają kosmetyki eko, bio, vegan, selektywne, a ludzie dwoją się i troją, aby przejść przez życie bez jednej zmarszczki, z mocnymi paznokciami, wolnym od naturalnego owłosienia i zapachów ciała, które oczywiście powinno w każdym calu spełniać wyśrubowane normy obecnego kanonu piękna. Tymczasem prędzej czy później i tak wszystkich nas czeka ten sam koniec. Zachowajmy w tym pędzie do ideału nieco zdrowego rozsądku. A zamiast filmiku instruktażowego, jak wykonać wzorki na paznokciach albo kolejną wymyślną fryzurę, polecam dla odmiany obejrzeć wywiady z osobami, które pracują jako tanatokosmetolodzy: tutaj i tutaj.
Literatura:
[1] W Rozdziale 125 Księgi Umarłych czytamy, “Człowiek wymawia te słowa (podczas Sądu Nad Umarłymi), gdy jest oczyszczony, umyty, ubrany w czyste odzienie, obuty w białe sandały, nosi makijaż oczu, namaszczony najlepszymi olejkami mirry…”
[2] The Body of Col. Baker, The New York Times, November 3, 1861, http://www.nytimes.com/1861/11/03/news/the-body-of-col-baker.html
[3] Mayer, R., Embalming: History, Theory, and Practice, McGraw Hill Professional 2011, s. 591
[4] Śmierć to mój zawód, 27.04.2009, http://wiadomosci.onet.pl/prasa/smierc-to-moj-zawod/vqqqm
[5] Kalinowska, D., Ostatnia przysługa? Tipsy, pełen makijaż, zapach poziomki…, 30.10.2013, http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/440697,balsamista-o-kosmetyce-posmiertnej-tipsy-makijaz.html
[6] http://www.goodfuneralguide.co.uk
nie wiedziałam, że dla zmarłych są „osobne” kosmetyki…jak to się człowiek całe życie uczy…
Dokładnie tak. Bardzo ciekawie o tym opowiada P. Adam Ragiel, znany polski tanatopraktyk i balsamista w książce „Bez strachu. Jak umiera człowiek” wydanej przez PWN w tym roku. Odsłania sporo kulis pracy w branży pogrzebowej, w tym kosmetyki pośmiertnej. To bardzo ciekawe rzeczy, o których przeciętny człowiek nie ma pojęcia – bo i skąd mamy to wiedzieć :)
Właśnie sprezentowałam tę książkę koleżance i czekam aż mi dobrotliwie pożyczy.
Jak zawsze świetny wpis. Filmik-wywiad z panią przygotowującą zwłoki do ostatniej drogi, zrobił na mnie ogromne wrażenie..
Pozdrawiam.
Świetny blog o świetnej tematyce! Skąd takie zainteresowania?
Dziękuję :-) Zainteresowania narodziły się z czasem, mnóstwo czytałam i planowałam nawet kształcić się w tym zakresie. Polskich blogów o tematyce okołofuneralnej wciąż brakuje, a literatura jest bardzo fachowa i zazwyczaj poświęcona wąskiej dziedzinie zagadnień – w dodatku trudno dostępna.
Czytałam te książkę. Rzeczywiście, wielu rzeczy człowiek może się dowiedzieć, a o których nie miał pojęcia.