O metodach ukrycia lub pozbywania się zwłok co nieco wie każdy fan kryminałów. Mordercy nieraz wpadają na całkiem kreatywne metody na to, co zrobić z niewygodnym „dowodem zbrodni”, a jeszcze częściej wpadają z powodu odnalezienia tychże przez sprytnych przedstawicieli prawa.
1. Kąpiel w ługu sodowym
Pamiętacie Podziemny krąg i scenę, w której Tyler sypnął Narratorowi białym proszkiem na rękę, wywołując straszne, bolesne oparzenie? Otóż ług sodowy, zwany też sodą kaustyczną, czyli wodorotlenek sodu, który służy m.in. do wyrobu popularnego Kreta, może również posłużyć do szybkiego i efektywnego pozbycia się dowodu zbrodni. Jak to zrobić? Wystarczy rozpuścić go w wodzie, podgrzać roztwór do temperatury wrzenia i wlać do wanny, w której wcześniej umieściliśmy ciało. Zgodnie z tym artykułem, wystarczą zaledwie 3 godziny, aby zwłoki stały się nie do zidentyfikowania (nie zawierają DNA), więc jest to metoda relatywnie szybka i efektywna. Nic dziwnego, że polubiły ją meksykańskie kartele narkotykowe. Pewien kucharz, który po godzinach zajmował się „sprzątaniem” dla meksykańskiego gangu, rozpuścił w ten sposób 300 osób i złapano go tylko dlatego, że ktoś na niego doniósł. Generalnie uważa się, że metoda ta bardzo utrudnia identyfikację zwłok, jeśli nie czyni jej praktycznie niemożliwej. Chyba, że mamy do czynienia z Temperance Brennan. Poniżej przykład właśnie takiej sprawy z serialu Kości:
Zszokowani? Poczekajcie. Tę metodę od kilku lat z powodzeniem stosują… amerykańskie zakłady pogrzebowe. Nosi oględną nazwę „hydrolizy alkalicznej” i opracowano ją dwie dekady temu jako sposób na utylizację zwłok zwierzęcych. Tutaj można zobaczyć i posłuchać o służącym w tym celu urządzeniu, a tutaj znaleźć szczegółowy opis procesu. To, co powstaje w efekcie, a co widzimy na zdjęciu powyżej (płyn o konsystencji oleju silnikowego i zapachu amoniaku) może otrzymać rodzina (w urnie) albo można pochować na cmentarzu. Jest on sterylny i można go bezpiecznie wylać do… kanalizacji, więc jest to metoda bardzo przyjazna środowisku, w przeciwieństwie do kremacji. Proces wymaga ok. 90kWh energii elektrycznej (ok. 1/8 energii emitowanej w trakcie procesu kremacji), emituje 1/4 CO2, jaki wydziela się podczas kremacji, a kosztuje mniej więcej tyle samo (czyli ok. 2-2,5 tys. dolarów).
Hydrolizę od lat stosują do utylizacji zwłok ośrodki medyczne w Stanach, a metodę tę w praktyce pogrzebowej zalegalizowały najpierw Minnesota (w 2003 roku), a po niej New Hampshire (2006 rok). Za nimi poszły kolejne stany, jak Maryland czy Ohio w latach 2010 i 2011, choć nie bez sprzeciwu ze strony środowisk katolickich. Co ciekawe, pewien dyrektor domu pogrzebowego z Columbus w stanie Ohio miał problemy z pochówkiem swoich klientów po tym, jak władze odmówiły mu wydania stosownych dokumentów, nie uznając metody za dopuszczalną prawnie formę utylizacji ludzkiego ciała. A jak jest w innych krajach? Na przykład w Australii już działa (pod nazwą „aquamacja”), w 2012 roku zalegalizowano ją w Kanadzie (prowincja Saskatchewan), w Wielkiej Brytanii nadal trwają prace legislacyjne.
Teraz minusy: ług sodowy nie rozpuści kości (muszą być one dodatkowo pokruszone i rozdrobnione), w tym zębów, a na tym, jak wiadomo, skorzysta nie tylko dentysta, ale również detektyw. Plusem jest to, że do niedawna sprzedaż ługu klientom detalicznym była u nas zakazana, ale rozporządzenie, które tego zabraniało, zostało uchylone i obecnie polskie przepisy regulujące obrót tzw. substancjami niebezpiecznymi już tego nie zakazują. Jest on klasyfikowany jako substancja silnie żrąca i toksyczna (por. Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 10 sierpnia 2012 r. w sprawie kryteriów i sposobu klasyfikacji substancji chemicznych i ich mieszanin, Dz.U. 2012 nr 0 poz. 1018). Pamiętajmy więc o podstawowych zasadach BHP, gdy już weźmiemy się za ekhm… brudną robotę – w łazience. A gdzie kupić? Daleko szukać nie trzeba, jak radzi poradnik Polskich Książek Telefonicznych.
A teraz ciekawostka: ług sodowy znajdziemy jako konserwant E524 w wielu produktach spożywczych, np. w słonych paluszkach, jogurtach, dżemach i galaretkach, wyrobach czekoladowych czy polewie na pierniczkach ;-) Chcecie dowodów? Oto kilka przykładów:
2. Puzzle dla śledczych
Ciało wrzucone do rozdrabniarki przemysłowej to kolejna z flagowych metod pozbycia się zwłok. Nie dość, że zaciera się ślady, to jeszcze trudno potem poskładać ofiarę do kupy i dojść, kto zacz. Pewien kanadyjski farmer nazwiskiem Robert Picton, a przy okazji również seryjny morderca, ciałami rozdrobnionymi w rębaku do drewna karmił swoje świnie (które potem szły na parówki). Zamordował i „zutylizował” w ten sposób co najmniej 30 prostytutek, za co trafił do więzienia na dożywocie bez prawa do skrócenia wyroku po odsiedzeniu 25 lat, co jest najsurowszą karą, jaką dopuszcza kanadyjskie prawo. Warto jednak pamiętać o tym, że ślady krwi czy drobne fragmenty tkanek i kości pozostają na maszynie (i zapewne wszędzie w okolicy), więc bez gruntownego sprzątania sprawiedliwość niechybnie dosięgnie winnego.
3. Grzebiemy – ale z głową
Jednym z moich ulubionych filmów o seryjnych mordercach jest Mr Brooks z Kevinem Costnerem w roli tegoż. Do gustu przypadło mi – poza postacią – kilka scen, m.in. scena, w której pan Brooks wyjawia, że jest właścicielem… cmentarza. Po co mu cmentarz? A na przykład po to, żeby w środku nocy móc sobie nań podjechać, otworzyć bramę własnymi kluczami i – wyposażony w wiedzę na temat tego, komu, gdzie i kiedy szykują tam kwaterę – dokwaterować jeszcze jednego lokatora. Ukrycie zwłok w świeżo wykopanym grobie to ponoć częsta praktyka, bo przecież nikomu nie przyjdzie do głowy szukać trupa na cmentarzu, gdy już właściwy lokator trafi do swojej kwatery i grób zostanie zasypany. Tą metodą posłużył się 22-letni Ben Blakeley, który w grudniu 2013 roku zamordował swoją 17-letnią dziewczynę i ukrył jej ciało w jednym z grobów na cmentarzu w Didcot w hrabstwie Oxfordshire. Ponownie, być może nie zostałby złapany, a zwłok nigdy by nie odnaleziono, gdyby ktoś go nie „wsypał”.
A inna metoda, jeśli akurat nie stać nas na zakup własnego cmentarza? Można na przykład nad pochowanymi w ziemi zwłokami zakopać zwierzęcą padlinę. W ten sposób, jeśli pies policyjny zwietrzy zapach rozkładu, a policjanci zaczną szukać, znajdą truchło i stwierdzą, że to fałszywy trop. Głębiej kopać nie będą. Gorzej, jeśli stróże prawa okażą się skrupulatni, a psy tropiące uprą się, że jednak czują coś jeszcze.
4. A może bagno?
Porzucenie zwłok na bagnie wydaje się szybką, tanią i mało pracochłonną metodą. Bagno śmierdzi samo w sobie, więc zapach nikogo nie przyciągnie. W przeciwieństwie do stawu czy jeziora – trudno je osuszyć, o ile to w ogóle możliwe. Jest niedostępne, a delikwent raczej nam nie wypłynie. Mało tego – przy odrobinie szczęścia możemy liczyć na bonus w postaci aligatora.
O tym, jak ludzkie ciało zachowuje się w bagiennym środowisku, przeczytać można w artykule o Człowieku z Tollund. Minusem jest to, że bagno może zmumifikować poszlaki razem z ciałem. Niewątpliwy plus to fakt, że statystycznie ofiary znajdowane są po tak długim czasie, że raczej nikt nie dożyłby procesu. I drobna uwaga w temacie – nie porzucajmy na bagnach ciała wampira – może się to na nas paskudnie zemścić.
5. Jeśli chcesz się dać złapać
Poniżej lista metod, z których lepiej zrezygnować:
- Spalenie zwłok metodą nieprzemysłową to zły pomysł. Pomijając nieznośny smród i słup czarnego dymu, który na pewno zaalarmuje wszystkich w promieniu kilkunastu kilometrów, ta metoda zaogni problem, raczej niż go rozwiąże. Ognisko pali się w temperaturze ledwie kilkuset stopni Celsjusza, podczas gdy kremacja wymaga temperatury sięgającej nawet 1300 stopni. I nawet wówczas bywa, że ciało nie spali się całkowicie. Jeden ze współczesnych seryjnych morderców, Hugo Selenski, pozbywał się w ten sposób ciał ofiar, jednak niezbyt skutecznie. O tym, jak pali się ludzkie ciało i jak spróbować spalić je skutecznie, można przeczytać tutaj. Pamiętajmy również o tym, że jeśli zostaną fragmenty czaszki z zębami, nietrudno o identyfikację ofiary.
- Porzucenie ciała gdzie byle nie jest dobrym sposobem. Wyjątkiem bywa porzucenie w lesie pełnym wygłodniałych wilków, jeśli mieszkamy na odludziu. Warto pamiętać o tym, że z ciałem może nas dostrzec bystre oko kamery albo… sąsiada. Kiepskim pomysłem jest także ukrycie/porzucenie ciała w zbiornikach wodnych – woda szybciej nas wyda niż pomoże ukryć zbrodnię, w czym zresztą pomogą jej procesy fizjologiczne towarzyszące rozkładowi. O procesach zachodzących w wodzie można poczytać tutaj i tutaj.
- Lepiej też nie zakopywać pod podłogą (czytaliście Serce oskarżycielem Poego?) ani nie zamurowywać w ścianie (Czarny kot?). W ogóle lepiej nie przechowywać ich w domu – to domena psychopatów i seryjnych zabójców. Ani nie trzymać w lodówce. Chyba, że zamierza się je na przykład zjeść. Ale to już zupełnie inna historia…
Czy nie można polaczyc procesu alkalicznego rozpuszczania zwlok z późniejszym rozpuszczaniem kosci w kwasie? Najpierw rozpuszczanie tkanek miękkich ulegajacych hydrolizie i zmydlaniu, potem spuscic do kanalizacji otrzymany produkt, przeplukac pozostalosc woda i dopiero wtedy zastosować stężony kwas aby rozpuscil kosci? Plukanie jest konieczne aby niezuyta zasada nie weszla w burzliwa reakcje egzotermiczna i nie spowodowala eksplozji albo wybuchu czy pozaru.
Oczywiście tak, zarówno ze względów bezpieczeństwa, jak z uwagi na sam proces pełnej utylizacji – i zapewne bywa stosowana. Jednakże na większą skalę (w branży pogrzebowej) nie przyjęłaby się taka metoda ze względu na to, że nie byłaby zbyt przyjazna środowisku, jak również praca w takich warunkach byłaby szkodliwa. Osobną kwestię stanowi zdobycie kwasu siarkowego w dostatecznej ilości, a jego obrót na terenie UE podlega przecież prawnym ograniczeniom, a i do najtańszych nie należy. No chyba, że ktoś uprzednio pozyskał w domowym laboratorium odpowiednio duże ilości :)
No dobra. Super pomysły, ale wszystkie są dosyć abstrakcyjne. Proponuję porąbanie zwłok na małe kawałki – task wystarczy, i zmixowanie w blenderze. Tu mały problem, blender musi być jednej firmy produkującej te urządzenia w USA, są na tyle wytrzymałe i mocne, że poradzą sobie bez problemu z całym ciałem delikwenta. Po każdym blendowaniu kawałka ciała, papkę spuszczamy w kibelku i posprzątane.
Owszem, można by i tak, o ile taki blender faktycznie dałby radę na przykład z ponad stukilogramowym mężczyzną – ludzkie ciało to przecież nie tylko kości, ale także ścięgna, jelita, tłuszcz. Tyle że zostaje hipotetyczny problem z usunięciem śladów – po krwi, fragmentów tkanek i kości. Hipotetyczny zabójca nie robiłby tego raczej we własnym mieszkaniu, sądzę że wybrałby jakieś specjalnie przygotowane, łatwe do posprzątania pomieszczenie. Liczy się oszczędność czasu, szybkość w usunięciu śladów i wykonywanie czynności tak, żeby nie skojarzyć zabójcy ze zbrodnią. W niejednym filmie i serialu mieliśmy już szczątki znalezione w kanalizacji i śledczych, którzy po nitce do kłębka (żeby nie napisać inaczej) docierali tak do zabójcy.
A jak to robił Walt w Breaking bad? Po rozpuszczaniu podobno od razu wylewał substancje z plastikowego pojemnika i nic nie było o dodatkowym pozbywaniu się kości?
Nie oglądałam „Breaking Bad”, ciekawe pytanie. Najwyraźniej problem kości nie został przez twórców rozwiązany, bo raczej nie wynaleźli na potrzeby serialu nowej substancji, która byłaby zdolna rozpuścić wszystko bez najmniejszego śladu :)
Bardzo się rozczarowałem, że nie było nic o Breaking Bad. Po to tu wszedłem :) Dla autorki: W BB Używano kwasu fluorowodorowego (HF).
http://breakingbad.wikia.com/wiki/Hydrofluoric_acid
Pogromcy Mitów zajęli się tym, czy rzeczywiście jest tak skuteczny jak w serialu. Okazuje się, że nie do końca: http://www.today.com/popculture/mythbusters-proves-breaking-bads-walt-needs-some-more-schooling-6C10904583
Znam oczywiście fenomen serii, ale nie jestem jej fanką. Dziękuję za ciekawy komentarz :)
W filmie ” przekręt ” gościu mówił, że najlepiej ciało rzucić świnią. Co sądzisz o takim sposobie pozbycia się ciała ?
Opisałam tę metodę w tekście (punkt drugi, rozdrobnionymi ciałami ofiar karmił swoje świnie jeden ze współczesnych seryjnych morderców), zresztą w filmie „Hannibal” również się ona pojawia. To dość ryzykowna metoda z uwagi na to, że świnie zazwyczaj, choć nie zawsze pozostawiają resztki po „uczcie”, a w odchodach lub nawet w przewodzie pokarmowym śledczy mogą znaleźć materiał umożliwiający identyfikację ofiary (mówię zwłaszcza o antropologach sądowych). O ile oczywiście znajdą poszlaki i namierzą „narzędzie zbrodni”. Na pewno jest to szybka metoda i wygodna dla mordercy – ponoć stado głodnych świń poradzi sobie z dorosłym mężczyzną w mniej niż 10 minut. Historia zna niejedną sprawę sprzed lat, gdzie ciała nie znaleziono, świnie dawno nie żyją i sprawca nadal nie odpowiedział za swoją zbrodnię.
Najlepiej dać świniom i wysłać do rzeźni a potem lepiej ynikać przetworów
Zanim zaangażowano dentystów i testy dna. Popularna była tzw. Siata. Ciało zawijano wraz z kilkoma kamieniami w stalowa iatke ogrodzeniowa i wodowano. Ryby miały dostęp, ciało nie wypływało, na koniec siatka korodowala i kości tonęły w mule.
Ej spoko spoko, ale po co komu wiedzieć co robić że zwlokami?
Niektórych to interesuje, to ciekawa dziedzina wiedzy. Na takiej samej zasadzie można by zapytać, po co komu wiedzieć, co robić ze skoszoną trawą, co robić z niepotrzebnymi butelkami czy co zrobić, jak wyłączą prąd ;)
Słyszałam, że świnie poradzą sobie ze wszystkim, tylko nie z głową :) Myślałam zawsze o gałęziarke, ale faktycznie, umycie tego „po wszystkim” to duży problem. Nigdy nie wiesz, co ci się w życiu przydarzy, i a jakiej sytuacji, przyda Ci się ta wiedza
To bardzo ciekawa informacja! Faktycznie, głowa nastręcza problemów. Być może dlatego wielu zabójców decyduje się na rozczłonkowanie ciała i porzucenie/ukrycie fragmentów w różnych miejscach.
Jesli chodzi o rozczlonkowywanie ciala, to generalnie tutaj pojawia sie zupelnie inny problem – psychologiczny – nawet psychopatyczni zabojcy mieli problem z pocwiartowaniem ciala na kawalki i wielu z nich musialo sie wspomoc alkoholem, juz nie mowiac o skazie na psychice po takim zabiegu – prawdopodobnie ludzie przeceniaja siebie w tej materii dopoki nie musza sie z tym zmierzyc :)
posiadanie stada swini, nawet jesli nie poradza sobie z glowa, to chyba najlatwiejsza opcja szczegolnie jesli jestesmy w stanie zmylic trop na wystarczajaco dlugo – glowe zawsze mozna zakopac, latwiej niz cale cialo i trudniej do znalezienia
Zgadzam się, to ogromne wyzwanie dla ludzkiej psychiki. Pozostawiając z boku psychopatycznych /socjopatycznych zabójców, ciekawa jestem, czy osoby na co dzień pracujące np. w rzeźni poradziłyby sobie z takim zadaniem lepiej. W końcu są niejako oswojeni z ćwiartowaniem martwych ciał.
Bardzo interesujący artykuł, o wielu wymienionych w nich filmach czy serialach również nie miałem pojęcia że istnieją. Swoją drogą tak myślę, że najlepiej „zasymulować” wypadek. O co dokładnie chodzi? A no oto, że przykładowo dany „klient” jest z zawodu elektrykiem więc zakładając że ma do czynienia z dużym napięciem można takiego solidnie uderzyć aby stracił przytomność, położyć na niego rozebrane urządzenie, ułożyć dobrą pozę i je zasilić. W razie śledczy znajdą takie zwłoki, zauważą uszkodzenie głosy to trochę ich zmyli fakt jeśli zasymuluje się szafkę wiszącą która spadła na niego w chwili „naprawy” czegoś. Podczas rażenia mógł dostać wstrząsów i chwycił się jej, i spadła z zawiasów uderzając go w głowę. A mało nie waży.
Napisałem to trochę w streszczonej formie. Ogólnie bardzo lubię wszelkie zagadki kryminalne, tworzenie przeróżnych historii które mogę obsadzić w niezależnym projekcie czy to gry czy czegoś innego. :)
O tak, pole do tworzenia scenariuszy jest tak ogromne, że teoretycznego zabójcę, czy to rzeczywistego, czy bohatera książki, filmu lub gry, ogranicza jedynie wyobraźnia. Jeśli chodzi o sytuacje prawdziwe, to takich przypadków – nieudolnego zazwyczaj – symulowania wypadków jest mnóstwo. Kilka lat temu w Polsce była sprawa rodziców zastępczych, którzy zabili dwójkę dzieci – utrzymywali początkowo, że chłopczyk spadł ze schodów (został pobity) a dziewczynka poślizgnęła się w brodziku i zachłysnęła wodą (tu nie pamiętam, czy została również pobita czy utopiona. We Francji z kolei ojciec zamknął kilkulatka w pralce i włączył urządzenie – ze skutkiem śmiertelnym oczywiście, również wymyślił sobie jakąś historyjkę. Takie sprawy trafiają do mediów, ale zapewne dziesiątki innych pozostaną nierozwiązane, a zabójca(-cy) nie zostaną złapani.
Dokładnie, niektóre sprawy są na tyle skomplikowane, że najlepsi spece w tej dziedzinie mają strasznie pod górkę, jeśli chodzi o śledztwo i znajdywanie poszlak oraz typowanie potencjalnego mordercy. Sporo filmów, które obejrzałem właśnie na takich prawdziwych faktach, o których wspominasz dawały sporo do myślenia. W końcowych napisach lektor czy osoba mówiąca wspominała, że sprawa do dziś jest niewyjaśniona. Jeszcze większe zdołowanie było u widza, który to usłyszał w końcowej scenie filmu lub serialu. Dawało do myślenia. Na pewno będę tu częściej zaglądał. Świetny blog dający sporo do myślenia. Pozdrawiam.
A gdyby po rozpuszczeniu w wannie, kości które zostają przełożyć do np skrzyni, zasypać wapnem i gdzieś dobrze zakopać?
Nie odrazu ale podobno po paru latach wapno kości rozkłada bez śladu.
I w tedy problem czaszki której świnki nie zjedzą też był by rozwiązany
Ciekawi mnie tylko ile metrów pod ziemią musi być ciało żeby pies go nie wywąchał?
To bardzo interesujące pytanie. Niedawno, bo raptem kilka lat temu, odnaleziono w niesławnej Kwaterze „Ł” szczątki zamordowanych w czasach stalinowskiego terroru (koniec lat 40. i początek 50. XX wieku) więźniów więzienia na Mokotowie. Właśnie w ten sposób je traktowano – zasypywano wapnem. Niewiele to dało, skoro po tylu latach można było nie tylko wydobyć, ale i zidentyfikować ofiary. Oczywiście można tu zastanawiać się, na ile masowy grób rządzi się innymi prawami (na pewno tak jest) – czy gdyby to były jedynie kości, sytuacja byłaby inna? Ile czasu mógłby trwać rozkład – to kolejne pytanie – zależnie od miejsca pochówku, typu gleby, jej mineralizacji, wilgotności itd. Raczej najlepszym scenariuszem dla osoby, która chciałaby się takich szczątek pozbyć, byłaby sytuacja, w której po prostu nikt by ich nie znalazł. A tego jak wiadomo zagwarantować się nie da. Co do ostatniego pytania – wyszkolony pies policyjny zwany „cadaver dog”, który zajmuje się poszukiwaniem szczątków, jest w stanie je wywęszyć nawet na głębokości 5 metrów i więcej. Czytałam swego czasu tę książkę (swoją drogą bardzo ją polecam): https://www.simonandschuster.com/books/What-the-Dog-Knows/Cat-Warren/9781451667325, jest w niej wiele informacji na ten temat. Psy policyjne są naprawdę niesamowite, to ogromne wyzwanie – próbować je przechytrzyć.
To musi być ciekawa książka, chętnie przeczytam, uwielbiam psy a jednak nie wiele wiem na ich temat. No i nigdy nie wiadomo ile ważnych rzeczy z takiej literatury może się przydać w życiu
A co do kości w wapnie, w moim rodzinnym domu na wsi, dawno temu straszono dzieci trupem Niemca Zakopanego po wojnie w skrzyni obok stodoły.
Więc mój tata mając ok. 14lat a że
– ” Do krzepkich należy świat wszystek, do nieustępliwych a zawziętych”
Tato kopał aż w końcu zbitą z dech trumienną skrzynie znalazł, która to całkiem już była zmurszała i co zaskoczyło go raczej mało efektownie nie było w niej trupa, była pełna wapna i troche nie pierwszej jakości materiału.
Ojciec zirytował się nie co, że trup miał być a go nie ma.
Uznał że cały wysiłek poszedł na marne więc zakopał dziurę a w niej skrzynie z wapnem.
Tylko czy trupa nie było nigdy w tej skrzyni? Czy po prostu wapno zrobiło swoje…
Trzeba będzie chyba odkopać to jeszcze raz
Kwas solny?
Oj nie, to niestety pudło. Kwas solny nadtrawi zwłoki, ale ich nie rozpuści, będą mocno rozpoznawalne. Jeśli kwas, to siarkowy, ale i on nie da rady ze wszystkim. Nie ma takiego kwasu, który by rozpuścił do zera ludzkie szczątki, łącznie z kośćmi, zębami.
Jesli nie ma polaczen miedzy ofiarą a katem to proponuje poprostu zwykły pochowek w lesie itp., Ale jesli jest mozliwosc połaczenia faktow.. to proponuje jak naj dalej sie da pogrzebac zwłoki w beczce z dosc mocnym kwasem, czym dłuzszy czas (nim odnajda zaginiona osobe) tym lepiej dla oprawcy, krotki czas nic nie daje….
Tak po za tym jesli cie nie połaczą z ofiara to tym lepij ze resztki beda dłuzej w beczce (oczywiscie odpornej na działanie kwasu ) taka sugestia a nie praktyka xD
Tak ps. Jesli jakis pedofil to czyta, to obyś hujku wpadł , jesli to czyta normalny gosc z problemami czyta, to sie sugeruj mojej rady powyzej (oczywiscie to podpowiec do osoby kumającej anie do pedryli i byle debili ) aż sie rymło…. SZMATY !!!!
Żywię głęboką nadzieję, że mojego bloga czytają raczej osoby zainteresowane antropologią sądową i medycyną sądową, autorzy kryminałów czy ludzie zawodowo związani z branżą pogrzebową, a nie zwyrodnialcy.
Łał..po przednio byłem po % i myslalem ze malo co kto to czyta, ale jestem obecnie w szoku ze nadal prowadzisz bloga, zwlasza ze komentarze sa od paru lat… pelny szacunek :) , a teraz czysta ciekawosc , masz stycznosc z zmarłymi czy po prostu fascynacja ?
Kwas Fluoroantymonowy
dziękuje bardzo, ciała już raczej nikt nie znajdzie. jak dobrze że są tam aligatory, oleander też bardzo pomógł. dziękuje.
a tak serio to żartowałam, nie zabiłam nikogo ale pewnie przyda się na przyszłość
mrówki albo termity a potem kości na pył wałkiem do ciasta :}
A stężony kwas siarkowy oraz perhydrol (H2O2 w odpowiednio wysokim stezeniu)- czyli dosc znamy roztwór „pirania”?
Dobre pytanie. „Pogromcy mitów” mieli o tym odcinek (nie podali wprost nazwy substancji, ale oględnie potwierdzili, że o ten roztwór chodzi), niestety nie pamiętam, czy udało im się całą świnię (tak!) rozpuścić do postaci mazi bez większych resztek. Poszukam :)
Hah, ciekawe pytanie. Niektórzy się tym po prostu interesują, a niektórzy po prostu piszą opowiadania i potrzebują takiej wiedzy :)
Moim zdaniem dość Ciekawe nawet możliwe że nie potrzebne nam ale ciekawe
Bardzo Ciekawe i pouczające (nie że kogoś zabiłam hehe) Jeszcze nigdy nie czytałam nic tak ciekawego powiązanego z śmiercią,mordercami itp.
bardzo ciekawy poradnik przydało się polecam
Cwiartowanie jest trudne, problem z czaszką również, swinie jej nie zjedzą. Po rozpuszczeniu ciała w ługu sodowym we wnetrzu czaszki mogą pozostac resztki tkanki mózgowej mogące ułatwić identyfikację. Na pewno łafwiejsze jest otworzenie czaszki aby ług miał się w nią wlać aniżeli przeprawa przez rozczłonkowywanie. A co gdyby rozpuscic owe ciało w ługu, pozostale kosci połamać to również jest zapewne łatwiejsze psychicznie niż ,,ćwiartowanie,, a nastepnie wykopać dól nawet w lesie wrzucic kości. Pozbierac po lesie plastikowe i szklane śmieci i zarzucic kosci.najpierw plastikowymi.śmieciami podpalajac je a nastepnie kiedy plastik juz obklei kosci i pozostalosci po ofierze, narzedziach, zarzucić szkłem.
A szkło, szkło nie przechytrzy belga ani niemca nawet za złoto :) Szkło zniechęci potencjalnych leśnych padlinożercow do grzebania w wyrobisku w ktorym coś/kogoś umieścimy.
A co gdyby tak najpierw rozpuścić ciało w jakimś kwasie aby zostały tylko kości, a następnie zakopać w jakimś worku w lesie? Lub zalać betonem gdzies? Pies kości wyczuwa?
Oczywiście, że wyczuje kości zakopane w worku w lesie. Zalanie betonem, zwłaszcza głęboko byłoby pewniejsze, ale to sporo zachodu. Chyba, że ktoś ukryłby ciało na planowanej budowie, gdzieś w fundamentach budynku, pod betonową płytą.
Bardzo łatwo zlokalizować georadarem. Jeżeli już oczywiście prowadzone są czynności.
Znacznie skuteczniejsze od samego rozpuszczania czy rozdrabniania byłoby połączenie kilku wyżej wymienionych metod – jak chociażby rozpuszczenie najpierw tkanek miękkich w kwasie lub ługu, a następnie zalanie betonem ocalałych kości (najlepiej uprzednio rozłupanych na drobne) i wyrzucenie „kostnego” bloczku na dno morza – im głębiej i dalej od brzegu/podwodnej infrastruktury, tym lepiej. Ot, taka bardziej kwalifikowana wersja słynnych „betonowych butów”. Oczywiście żadna metoda czy ich kombinacja nie da stuprocentowej gwarancji zatarcia śladów – zawsze chociażby istnieje ryzyko wygadania się po kieliszku ;)
Co do metody „na własny cmentarz” – to zdecydowanie pewniejszym pomysłem jest założenie/kupienie własnego krematorium ;) Albo przynajmniej posiadanie zaufanej wtyki w nim, ale to już dużo większe ryzyko.
Pełna zgoda, połączenie kilku metod pozwoliłoby zwiększyć efektywność przetwarzania. Inna sprawa, że każda z metod osobno wymaga mniej lub bardziej trudnych do zdobycia substancji, narzędzi, urządzeń – plus czas i wysiłek konieczny do przeprowadzenia procedury. Ludzki szkielet waży około 10 kg lub więcej – po rozdrobnieniu, zalaniu betonem otrzymalibyśmy albo jeden bardzo duży i niewygodny blok betonu albo wiele małych. Z którymi trzeba byłoby jechać nad morze (spora wyprawa) – a potem wypłynąć, żeby je zatopić (tu już się zaczynają schody ;) ). Dość kłopotliwe w realizacji.
Własne krematorium byłoby idealne, niemniej to już ogromna inwestycja. Można by od razu założyć, że ktoś, kto działa zawodowo w branży pogrzebowej (taki właściciel krematorium na przykład, ale też zakładu pogrzebowego) nie będzie mieć problemu ani z wymyśleniem, ani wdrożeniem najskuteczniejszej z dostępnych mu metod. Teoretyzować możemy do woli ;)